Fan fantasyki - czyli kiedy ostatni raz widziałem UFO...

Maciej Piwowski
11.09.2015

Primum: historia (fan/fanatyk)

„Nie wybieram się [na „Atak Klonów”]. Przepraszam, wiem, że zapewne straciłam wasz szacunek...”
Pani z radia


Inspiracją do napisania tego felietonu była wizyta w Klubie dziennikarki z Radia Gdańsk dzień przed premierą „Ataku Klonów”. W rozmowie, wyemitowanej w skrócie nazajutrz, brały udział cztery osoby: Prezes, Ogan, Malcolm oraz niżej podpisany. Wypowiadaliśmy się na temat fenomenu „Gwiezdnych wojen”, tego, czego oczekujemy od kolejnej części, czym się różnią obecne epizody od poprzednich i od innych wielkich produkcji... Na koniec zaś, już przy wyłączonym mikrofonie, Malcolm zapytał: „A pani kiedy się wybiera?” – na co odpowiedź otrzymał jak wyżej.

NIE-FAN – FAN(TASTYKA)
Istnieje kilka rodzajów postaw wobec fantastyki osób, które się nią nie interesują. Idąc od skrajnych do umiarkowanych, uszeregowałbym je następująco:
1a) „Boże, to sataniści! Nie pójdziesz tam więcej!”;
1b) „Kiedy po raz ostatni widział(a) pan(i) UFO?”;
2) „Fantastyka to szmira – nie lubię, nie podoba mi się, nie czytałem i nie widziałem”;
3) „Nie lubię – fantastyka to ciągle to samo, kicz, kiepskie bajki i nuda”;
4) „Nie lubię, dla mnie to jest taka zabawa w Boga”;
5) „Coś tam widziałem, nie czytałem, ani mnie to grzeje, ani ziębi”;
6) „Nie próbowałem, nie lubię; ale jak ktoś lubi, jego sprawa”;
7) „Próbowałem, nie spodobało mi się – niech sobie fani oglądają/czytają”.
Oczywiście nie jest to w żadnym razie spis zupełny, z pewnością można by postaw takich wymienić znacznie więcej – chodzi jednak o ogólne zarysowanie tej kwestii. Poza tym z przykładami wymienionych postaw spotkałem się osobiście (tylko jeśli chodzi o punkt 1. – pośrednio).

PARANOIK/POBŁAŻLIWY
Do kolejnych punktów przyporządkować można obraz tego, kto fantastykę lubi – fana. Zgodnie z przyjętym podziałem, spróbuję przedstawić, jak widzą fana poszczególne grupy.
Obraz fana wynikający z pierwszej postawy odległy jest od rzeczywistości...
A podmiot tej postawy wykazuje brak elementarnej wiedzy o przedmiocie swojej postawy. O ile pytanie o UFO (z nieodłącznym pobłażliwym uśmieszkiem) jest tylko wkurzające, to posądzenia o satanizm są już bardzo szkodliwe. Niejeden klub fantastyki stracił przez to lokal... Dlatego ze wszelkiego rodzaju LARP-ami, grami, a nawet zwykłymi wystawami w gablotach – trzeba być bardzo ostrożnym. Poziom argumentów paranoików sprawia, że nie ma nawet sensu z nimi dyskutować – dlatego trzeba po prostu unikać konfrontacji. Paranoika (1a) i Pobłażliwego (1b) łączy przekonanie, że fani fantastyki to wariaci; różnią się tym, że dla pierwszego są to wariaci niebezpieczni, a dla drugiego – nieszkodliwi.

SNOB (ANTY?)FANATYK
Według osoby wymienionej w punktach 2-3 fan fantastyki to ktoś o co najmniej złym guście, jeśli nie wręcz głupi. Bo kto inny byłby tak przywiązany do schematycznych historyjek „dla ubogich”? Postawy druga i trzecia są do siebie bardzo zbliżone, a różni je jedynie osoba ich podmiotów. „Osoba spod trójki” to ktoś, kto oglądał w życiu kilka lub kilkanaście filmów fantastycznych, przeczytał też może kilka książek, które zalicza do fantastyki. Innymi słowy, może to być osoba kulturalna i nawet nieźle oczytana – jednak nie w fantastyce. Ma ona o niej mniej więcej taką wiedzę, jaką przeciętny „czytacz” fantastyki o, powiedzmy, romansach – czyli którąś wersję stereotypowej communis opinio, popartej kilkoma przykładami widzianych/czytanych złych utworów. Uogólnia swoją negatywną ocenę, uznając ją za obiektywną.

„Osoba spod dwójki” również posiada stereotypową wiedzę o sf/f (horror zazwyczaj traktuje oddzielnie) – tyle że nie zadaje sobie nawet tyle trudu, aby obejrzeć kilka chał, które potwierdziłyby jej pogląd. Ona wie bez oglądania/czytania, że utwór jest zły, a cały gatunek nie warty uwagi. (Żeby nie być gołosłownym, posłużę się cytatem wypowiedzi słuchacza na temat „Ataku Klonów” z tej samej audycji, w której prezentowano opinie gdańskich fanów: „...nie wiem, czy to jest rzeczywiście tak rewelacyjny film, czy to jest po prostu tak nagłośnione; mnie ten film nigdy nie wciągnął, nie zafascynował, nigdy żadnego [z serii] nie widziałem”). Dla obu tych osób fan fantastyki to ktoś chyba niespełna rozumu – ktoś ślepo, wręcz fanatycznie przywiązany do złej, „niskiej” literatury/filmu. To ktoś nieoczytany, konsument popkultury zadowalający się rzeczami miałkimi, słabymi.

KONSERWATYSTA
W środku klasyfikacji umieściłem osoby, które nie lubią fantastyki ze względów religijnych. Ich postawa wobec lubiących fantastykę jest raczej neutralna – pod warunkiem, że ich samych nie będą oni zmuszali do jej polubienia. Ich zdaniem Bóg stworzył świat w określony osób i nie należy Go poprawiać, a już zwłaszcza samemu bawić się w kreatora. Fan to dla nich ktoś bardziej liberalny pod względem religijnym – co niekoniecznie się im podoba, ale co tolerują. Cóż, wypada ten pogląd uszanować i zostawić „konserwatystów” w spokoju.

OBOJĘTNY
Człowiek opisany w punkcie piątym to ktoś zupełnie obok całej kwestii; niezainteresowany. Słyszał, że jest coś takiego, jak fantastyka, widział przypadkiem w telewizji jakiś film, o kilku innych słyszał, ale zupełnie go to nie emocjonuje. Zajmuje się pracą zawodową albo wychowywaniem dzieci, albo oglądaniem seriali południowoamerykańskich, albo kibicowaniem lokalnemu zespołowi piłkarskiemu, albo interesuje się malarstwem XIX-wiecznym, albo poezją awangardową, albo... Postawa wobec fanów fantastyki – jeśli w ogóle jakaś jest – jest również neutralna. Właściwie można by ten stosunek do fantastyki i jej fanów umieścić poza całą klasyfikacją.

TOLERANCYJNY
„Osoba spod szóstki” różni się od Obojętnego negatywnym nastawieniem do fantastyki. Nie różni się brakiem wiedzy o tej konwencji – brak ten jednak nie przeszkadza jej nie lubić tego, czego nie zna. Uznaje jednak, że innym może się fantastyka podobać, i nie stara się pozować na obiektywność w jej (negatywnej) ocenie. „To, że tego nie lubię, nie znaczy jeszcze, że nie może być dobre” – uważa.

ŻYCZLIWY
Osoba opisana w punkcie siódmym jest uprzejma, kulturalna, tolerancyjna i ma dobre chęci. Jest ogólnie oczytana i nieźle wykształcona (przynajmniej in spe). Próbowała trochę czytać i oglądać fantastyki – ale po prostu nie trafiła ona jej do przekonania. Uznaje prawo gatunków popularnych do bycia literaturą – ale woli jednak „literaturę piękną”. Fan fantastyki to według niej czytelnik posiadający odmienny od jej własnego gust. A o gustach się nie dyskutuje...

PANI Z RADIA
Panią z radia umieściłbym gdzieś między punktem piątym a szóstym – podeszła do nas życzliwie i tolerancyjnie, zadawała rozsądne pytania, otwarcie przyznając się do swej niewiedzy. Nie próbowała udowodnić jakiejś tezy i przekazała po prostu nasze zdanie (lub raczej jego część). Dopiero wspomniane już stwierdzenie na końcu, o „utracie szacunku”, wzbudziło nasz sprzeciw – gdyż wynikało z przekonania, że nie jesteśmy fanami, lecz fanatykami, nawet jeśli tylko nieszkodliwymi...

FAN – NIE-FAN(TASTYKA)
Tu również mógłbym rozpisać na dwie strony listę postaw tym razem „skierowanych w odwrotnym kierunku” – od fana do literatury/filmu, których on nie lubi. Mogłaby ta lista wyglądać bardzo podobnie do poprzedniej, np.:
1) „gatunek x to szmira – nie lubię, nie podoba mi się, nie czytałem i nie widziałem”;
2) „nie lubię – gatunek x to ciągle to samo, kicz, kiepskie bajki i nuda”;
3) „coś tam widziałem z gatunku x, nie czytałem, ani mnie to grzeje, ani ziębi”;
4) „nie próbowałem gatunku x, nie lubię; ale jak ktoś lubi, jego sprawa”;
5) „próbowałem gatunku x, nie spodobało mi się – niech sobie fani oglądają/czytają”;
– z wyłączeniem jedynie (zasadniczo) religijnych przesłanek niechęci, jak również oczywiście postaw paranoicznych... Z pewnością pod względem statystycznym każdąz tych postaw dałoby się znaleźć. Zrezygnowałem jednak z tego, ponieważ jestem zdania, że – przynajmniej jeśli chodzi o fanów zrzeszonych – stanowią one zdecydowaną mniejszość. Jestem przekonany, że nie pomylę się wiele, gdy jako wyraźnie przeważającą określę postawę, którą sam w fandomie zauważam powszechnie.

Kim zatem jest fan fantastyki? Nie jest to ktoś, kto odrzuca wszystko, co nie jest fantastyką. Wręcz przeciwnie, jest to zazwyczaj osoba oczytana, zaznajomiona nie tylko ze swoim ulubionym gatunkiem literatury, ale i z innymi, zwłaszcza z „głównym nurtem”. Fan fantastyki to ktoś, kto czyta kilkadziesiąt książek rocznie, i z pewnością nie wszystkie z nich są fantastyczne. Jest to zatem ktoś, kto interesuje się literaturą czy filmem w ogólności, choć preferuje swoją ulubioną konwencję.

Fan fantastyki nie obrazi się zatem, gdy ktoś mu powie, że nie lubi fantastyki. Fan doceni taką postawę i uszanuje ją, uznając, że każdy ma prawo do posiadania własnego gustu. Fan ten nikogo nie będzie przekonywał na siłę do polubienia tego, co on lubi.

Fan fantastyki obrazi się tylko w jednej sytuacji: gdy ktoś będzie się wyrażał lekceważąco o fantastyce, nie znając się na niej. Dla wielu osób fantastyka to gatunek wtórny, w którym ciągle mówi się o tym samym. Osoba, która wypowiada się w ten sposób, zdradza jedynie, że nie ma pojęcia o temacie. Dowodzi taka wypowiedź – a nie jest to przykład zmyślony, lecz cytat ze słów innej pani z radia – że osoba taka nie czytała np. „Kirinyagi” Mike’a Resnicka, „Gry Endera” i „Mówcy Umarłych” O.S. Carda, tetralogii o Ziemiomorzu Ursuli K. Le Guin, powieści braci Strugackich – czy Janusza Zajdla, aby sięgnąć na nasze podwórko. Gdyby osoba taka przeczytała chociażby wymienione książki, to z pewnością mocno by się zdziwiła i musiałaby uznać, że przynajmniej jedna z nich – a wierzę, że wszystkie – są naprawdę dobre i mówią coś ważnego. Że przez fantastykę można powiedzieć coś istotnego. Taki jest właśnie pogląd fana fantastyki: że ważne rzeczy można wyrazić na różne sposoby, a fantastyka nie jest sposobem gorszym od innych.

PO PIERWSZE OPOWIEŚĆ
Bo czym się różni literatura fantastyczna od głównonurtowej? Jedna i druga mają za zadanie opowiedzieć przede wszystkim interesującą historię (choć każda w nieco inny sposób) – a przy okazji dodać jeszcze coś przenikliwego. Pisarstwo fantastyczne w większym stopniu opiera się na wyobraźni, pisarz ma tu większą swobodę – a jednocześnie chcąc czy nie musi się podporządkować pewnym schematom fabularnym czy archetypom występującym tu powszechnie. Pisarz głównego nurtu trzyma się ściślej rzeczywistości, popadając z kolei w koleiny innego rodzaju (np. ktoś nie lubiący powieści obyczajowej mógłby o niej powiedzieć: „ciągle te same problemy rodzinne”). W obu wypadkach istnieje literatura zła albo przeciętna (stanowiąca większość) oraz literatura dobra (będąca w mniejszości).

Wciąż okazuje się, że pomimo istnienia takich czy innych kolein, nawet nie wychodząc z nich, można powiedzieć coś mądrego – przykładami z obu „działek” chociażby „Granica” Zofii Nałkowskiej i „Czarnoksiężnik z Archipelagu” Ursuli K. Le Guin. Ten ostatni to książka wybitna nie pomimo wykorzystania całej masy schematów fantasy, ale właśnie z powodu ich wykorzystania. Opowieść o dorastającym mło-dzieńcu, który odkrywa w sobie talent magiczny – to brzmi niesamowicie schematycznie, przecież opowiadano to już setki razy! A jednak i w ten sposób można napisać coś niezwykle mądrego. Albo chociaż stworzyć fascynującą historię.

RÓWNOUMAGICZNIENIE
Pokutujące wciąż stwierdzenie w stylu „mimo że książka należy do sf, to jednak jest dobra” – jest jedną z największych zmór fana fantastyki. Jest to wyraz lekceważącego pobłażania (albo pobłażliwego lekceważenia) – a tego, jak już wspomniałem, fan ów nie lubi. W opozycji do takich uwag fan nie będzie jednak nikogo zmuszał do uznania wyższości fantastyki – choć zapewne spróbuje podsunąć temu komuś coś dobrego. Jedno słowo najlepiej charakteryzuje jego „stosunek do mainstreamu”: równouprawnienie.

Michał Szklarski


PRZYCZYNEK OD NACZELNEGO:
Powyższy felieton Szklarskiego przygnębił mnie nieco. Z dwóch powodów –
1. Gdzie podziała się stara szkoła dziennikarska: jak można z założenia nie chcieć zobaczyć czegoś, o czym się robi reportaż? Kiedyś reporter piszący np. o więzieniach – zamykał się w pierdlu na kilka tygodni, by zebrać materiał! [pomijam tu służalczych pismaków na usługach propagandy; tak jak w latach 70. istnieli dyżurni pseudokrytycy filmowi – mający za zadanie obrzydzać potencjalnym widzom w swych recenzjach Wodzireja, Człowieka z marmuru, Barwy ochronne...]
2. Dołuje mnie ten wieloletni (chory) podział na „fantastykę” i „główny nurt”! Przy czym ta paranoja działa w obie strony: są „głównonurtowcy”, którzy za nic w świecie nie sięgną po Tolkiena, Le Guin, Dicka, Lema, Dukaja – i „fantaści”, którzy nie przemogą się do przeczytania Nędzników, Braci Karamazow, Stu lat samotności czy Paragrafu 22 [obie strony tracą bardzo wiele – a granica między realizmem a fantastyką jest przecież czasami bardzo płynna: weźmy podejście do czarów w opowieściach o Gedzie – i sposób ukazania losów Ameryki Łacińskiej w opowieści o Macondo; zresztą chyba każdy czytający chociażby Lemowskiego Pirxa rychło się zorientuje, iż to opowieści nie o technice, lecz o człowieku: sto lat temu pisarze mogli ignorować rozwój technologii – dziś ona też wpływa, niestety, na oblicze naszego człowieczeństwa]

To tyle – PiPiDżej

Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie