Co jest grane? - Nordcon 2001

Maciej Piwowski
07.09.2015

(zapiski „staruchy” z sesji RPG KS STRONG)

W siedemnastym bodaj odcinku „Co jest grane?” pisałam o dramie u mistrza Igły, w której wzięłam udział podczas Nordconu 2000. O iskrzeniu między graczami tam było. Do dziś pamiętam, jakie emocje towarzyszyły mi podczas tej sesji i jakie niesamowite, trudne do nazwania, więzi wytwarzały się pomiędzy postaciami. Szczególną uwagę moją zwrócił wówczas gracz Łukasz, który w tym roku objawił mi się jako mistrz.

Nie nastawiałam się na szczególnie wielkie rolleplejowanie podczas Nordconu 2001, mając na głowie parę innych równie ważnych spraw, ale jakąś jedną-dwie sesje zamierzałam zaliczyć. Wybór był dość trudny, bo i Igła kusił, i Masquerady chciałam, i Wilkołaka... Zdecydowałam się na granie w świecie CHANGELING.

Na piątkę uczestników nordconowej sesji tylko dwoje miało doświadczenia związane z tym światem, natomiast trójka to kompletni laicy, w tym niżej podpisana. Nasze obawy, że będziemy błądzić jak dzieci we mgle, okazały się jednak przedwczesne. Łukasz potrafi jako mistrz wytworzyć aurę tak nadzwyczajnego poczucia bezpieczeństwa, że o błądzeniu nie ma mowy. Prowadzi przez meandry CHANGELINGA każdego z graczy niczym dobry opiekuńczy duch, otulając swoje „dzieci” motylimi skrzydłami łagodnej barwy głosu, czujnym spojrzeniem, miękkim gestem dłoni, delikatną sugestią, ciszą wreszcie, gdy wymaga tego potrzeba chwili. Klimat - oto, co cechuje sesje mistrza Łukasza, Piwkiem zwanego.

Wyobraźcie sobie świat, w którym nie tyle wy władacie magią (lub ona na was oddziaływuje), co sami jesteście magicznymi stworzeniami. Świat, gdzie sen i jawa stanowią nierozerwalną jedność. Oniryczne pejzaże Edenu splatają się czasem boleśnie z rzeczywistością tu i teraz. Naszym nordconowym tu-i-teraz był, otulony nocną mgłą, pejzaż współczesnego Londynu. Są w tej mgle zaułki odrażające, ohydne, które - będąc istotami o nadzwyczaj wrażliwych duszach - odczuwamy jako cierpienie. Ale są i piękne parki, i romantyczne barki na Tamizie, są przyjaciele spotykający się co piątek w pubie, w którym uroczy staruszek, sunąc smyczkiem po strunach skrzypiec, wyczarowuje dźwięki, odczuwane każdym kwantem naszego jestestwa.

Piątka przyjaciół - neurasteniczna malarka, niepokojąco tajemniczy chudzielec, arystokrata-architekt, etatowy goniec Buckingham i ekscentryczna właścicielka pubu - są pozornie zwyczajnymi ludźmi. Ale postrzegają otaczającą ich rzeczywistość w większej ilości wymiarów niż dane jest to zwykłym śmiertelnikom. Architektura Londynu w ich oczach nałożona jest, niejako laserunkowo, na zupełnie inne budowle - piękniejsze, wznioślejsze, wymykające się kanonom znanej powszechnie inżynierii. Podobnie jest z ludźmi, których spotykają. Jeden dotyk dłoni, jedno spojrzenie przeciętnego jegomościa mówi im o czarnych zakamarkach jego psyche. Albo przeciwnie - wzbudza bezwarunkową miłość, dla której warto poświęcić wszystko.

Changelingi są istotami psychiką najbliższe dzieciom (tym z czasów, zanim herr Freud zaczął się w nich doszukiwać bóg wie czego): wrażliwość, intuicja, instynkt, czystość intencji, ciekawość w odbieraniu otoczenia jako impulsu do kolejnej zabawy. Ale są to równocześnie dzieci napiętnowane niepojętą tęsknotą do czegoś, co utraciły nie wiedzieć kiedy i nie wiedzieć dlaczego. Tą stratą jest kraina ich przodków (a może ich samych?...) zanim przyszło im egzystować na tym padole cierpienia i łez, który stanowi współczesny świat. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że odgrywanie postacią dziecka jest udawaniem naiwnego, rozbrykanego brzdąca. Bynajmniej! Powaga w traktowaniu siebie i wydarzeń stanowi warunek właściwego grania. Łukasz już na samym początku sesji jasno określił, na czym to ma polegać. A scenariusz nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do istoty interakcji oraz zadań, które należało zreali-zować. Były potwory, były walki, były dys-kusje i „burze mózgów”, awanturnicze podró-że i mrożące krew w żyłach konfrontacje, i niewyjaśnione tajemnice. Pozornie – wszyst-ko jak w AD&D lub w Wampirze. A jednak inaczej! Bo wszystko to przesycone emocjami dziecięcych (przypominam - nie naiwnych!) doznań i otoczone aurą poetyczności rodem z dziecięcych snów i dziecięcych projekcji. (Z uwagi na scenografię - raczej niemożliwy byłby LARP) Przygoda, zaplanowana na jeden wieczór, rozwinęła się w dwie wielogodzinne sesje nordconowego czwartku i piątku. Wzięli w niej udział gracze ze sporym, paroletnim doświadczeniem jak również młodzi adepci rollepayingu. Piwek, mimo młodego wieku, okazał się wytrawnym mistrzem. Jego czujność w rozłożeniu akcentów gry na wszystkich była godna podziwu. A przypomi-nam, że miał nie lada zadanie wprowadzenia trójki ludzi w kompletnie nieznany im dotychczas system RPG.

Uważam, że konwentowe spotkania, umożliwiające wspólne granie ludzi z różnym stopniem doświadczenia - świeżych zapaleńców i „profesjonalistów” - dają wspaniałe efekty: starzy rutyniarze uczą się od młodzieży świeżości i zapału, młodzi nabywają polotu i poloru w kreowaniu postaci. Dzięki, Piwek, za CHANGELINGA. Życzę Ci dalszych sukcesów w mistrzowaniu. Proszę o uwzględnienie mojej osoby w swoim scenariuszu na następnym Nordconie. (cdn)

Ignis
GFK

P.S.
W związku z pewnymi rozmowami w ZK Hutnik, tudzież licznymi pytaniami podczas nich, odpowiadam: podtytuł „zapiski staruchy” w cyklu „Co jest grane?”, jest kokieterią najczystszej wody i mój wiek kalendarzowy nie ma tu nic do rzeczy. Powiem więcej - zauważyłam, że od kiedy jeżdżę na Nordcony, za każdym razem ubywa mi około czterech lat; jestem zatem obecnie o szesnaście lat młodsza niż  w Nadolu na Gwieździe Śmierci (jak tak dalej pójdzie, będę musiała zmienić podtytuł na „zapiski małolaty” - sic!).

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie