Harry Potter i Kamień Filozoficzny - SZANOWAĆ PISARZA

Maciej Piwowski
07.09.2015

Przy tworzeniu filmowych wersji książek zawsze istnieje dylemat: na ile trzymać się oryginału, a na ile dopuścić swobodę twórczą reżysera. Swobodę taką (całkowitą) mieli twórcy „Wiedźmina” – i nie wyszło to zdecydowanie filmowi na dobre. Podobnych przykładów nadmiernej ingerencji w oryginał każdy potrafi wymienić przynajmniej kilka. Reżyser filmowego „Pottera”, Chris Columbus, zrezygnował całkowicie ze swojej inwencji, poddając się pełnej kontroli ze strony autorki dzieła. Można by pomyśleć, że taka druga skra jność – tym razem na przeciwnym biegunie swobody twórczej – również źle wpłynie na film. Jest jednak wręcz przeciwnie: „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” to jeden z najlepszych filmów fantastycznych ostatnich kilku lat (choć taki „A.I.”, recenzowany obok, to jednak film o klasę lepszy).

Od razu muszę zastrzec, że film oglądałem jako zagorzały fan książek, na dodatek znający fabułę na pamięć. Nie jestem w stanie postawić się w położeniu osób, które oglądały film „na zielono”, dlatego nie będę nawet próbował wczuć się w ich punkt widzenia. Podejrzewam jednak, że ich wrażenia będą jeszcze lepsze niż „widzów po lekturze”.

Film jest wyśmienity. Przede wszystkim zainwestowano w niego odpowiednią sumę pieniędzy, w wyniku czego świat przedstawiony jest rzeczywiście fantastyczny: efekty specjalne są doskonałe, nigdzie nie widać żadnej sztuczności. W połączeniu z równie dobrą scenografią i profesjonalnymi zdjęciami Johna Seale’a powstał „autentyczny” świat czarodziejów: Ulica Pokątna z bankiem czarodziejów, londyński peron 9 i trzy czwarte z ekspresem – oraz szkoła magii i czarodziejstwa wreszcie, z jej sowami, duchami, rozmaitymi magicznymi przyrządami i isto-tami, jak też z quidditchem oczywiście.

Film jest wewnętrznie spójny, w czym widać rękę pani Rowling. Scenariusz autorstwa Stevena Klovesa w sposób niebywale wierny odtwarza wydarzenia książki. Jedynie momentami zauważyć się dają uproszczenia i skróty w stosunku do powieści, nieuniknione w tym i tak długim filmie (najbardziej „ucierpiał” wątek nor-weskiego smoka kolczastego).

Trochę mniej jakby codziennego życia Hogwartu, akcja skupia się na intrydze stanowiącej oś pierwszego tomu – ale to chyba jedyne możliwe wyjście w tym filmie. Zauważyłem właściwie jeden tylko szczegół, którego brak jest nieuzasadniony: po pierwszym meczu quidditcha nie ma już ani słowa więcej na temat jego rozgrywek, w efekcie nie wiadomo, co się właściwie stało z Pucharem Quidditcha i dlaczego nie zdobył go Gryffindor (dom Harry’ego).

Nie ma chyba w filmie jakichś wielkich scen, takie przynajmniej odniosłem wrażenie podczas jedynego jak dotąd oglądania. Najbliższy zasłużenia na to miano jest moim zdaniem mecz quidditcha, oddany rzeczywiście kapitalnie. Większość scen to sceny we wnętrzach, po których trudno oczekiwać jakiejś monumentalności. Cóż, taka ekranizacja, jaki materiał – na prawdziwe emocje trzeba poczekać do ekranizacji następnych tomów.

Znakomita jest strona aktorska filmu. Nie na darmo zaangażowano do produkcji plejadę brytyjskich gwiazd. Świetny jest Alan Rickman jako nieprzyjemny profesor Snape. Doskonale pasuje do swojej roli Maggie Smith – występująca jako surowa, ale sprawiedliwa profesor McGonagall. Idealnie wypada Robbie Coltrane jako nieco beztroski i „dziki” Rubeus Hagrid. Profesjonalnie i dobrze grają zresztą i pozostali brytyjscy gwiazdorzy, występują oni jednak jedynie w niewielkich rolach.
Najważniejsi są jednak oczywiście bohaterzy dziecięcy. I tu szczególne brawa należą się rewelacyjnej Emmie Watson (Hermiona Granger), potrafiącej doskonale i lekko wcielić się w postać żywej i wesołej, zadzierającej nieco nosa kujonki (początkowo) oraz wiernej przyjaciółki (z czasem). Bardzo dobry, choć nieszczególnie często pojawia się na ekranie, jest Tom Felton (Draco Malfoy), jako złośliwy i „śliski”, nieprzyjemny przedstawiciel „złego” domu Slytherin. Role Daniela Radcliffe’a (Harry Potter) i Ruperta Grinta (Ron Weasley) są poprawne, a nawet bardzo poprawne – to znaczy niezłe, ale bez rewelacji. Trzeba jednak przyznać, że ich role nie dają im szczególnego pola do popisu: po prostu ich postaci są stonowane i spokojne, nie okazujące większych emocji. Większe możliwości będą obaj mieli już w drugiej części – a i umiejętności, wynikłe z doświadczenia, będą mieli, jak sądzę, większe. Zresztą o takim poziomie gry dziecięcych aktorów i tak możemy w Polsce tylko pomarzyć, więc nie ma co marudzić.

Znakomitym dopełnieniem powyższych elementów jest ilustracja muzyczna Johna Williamsa. Rekordzista Oscarowy po raz kolejny udowodnił, że zna się na rzeczy: muzyka w filmie jest naprawdę doskonała (a wiem, co mówię, bo siedzę właśnie podczas pisania ze słuchawkami na uszach, słucham – i coraz bardziej mi się podoba). Warto zaopatrzyć się w ten krążek, choćby i bez oglądania filmu.

Dlaczego „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” to moim zdaniem film świetny? Przede wszystkim wszystko trzyma się kupy, nic nie zgrzyta. Może tu właśnie tkwi właściwa droga przy dokonywaniu adaptacji literatury – uszanować po prostu spójną koncepcję pisarza i nie zmieniać jej na siłę, aby tylko zaakcentować swoją własną (reżysera, scenarzysty) rolę jako twórcy. Szczególnie wydaje się to zalecenie dotyczyć powieści Rowling, które są niezwykle uporządkowane, w których niemal każdy szczegół jest ważny dla całości. A może nie ma jednej reguły i każdy przypadek rozpatrywać trzeba osobno – kto wie. W przypadku „Pottera” w każdym razie „samoograniczenie” filmowców sprawdziło się.

Michał Szklarski
GFK /Archiwum

„Harry Potter i Kamień Filozoficzny” („Harry Potter and the Philosopher’s Stone”). USA/Wielka Brytania 2001. Obsada: Daniel Radcliffe (Harry Potter), Rupert Grint (Ron Weasley), Emma Watson (Hermiona Granger), Richard Harris (prof. Dumbledore), Maggie Smith (prof. McGonagall), Alan Rickman (prof. Snape), Robbie Coltrane (gajowy Hagrid), Tom Felton (Draco Malfoy), Ian Hart (prof. Quirell), Richard Griffiths (Vernon Dursley), Fiona Shaw (Petunia Dursley), John Cleese (Prawie Bezgłowy Nick), Sean Biggerstaff (Oliver Wood), David Bradley (woźny Filch), Joshua Herdman (Goyle), James Waylett (Crabbe), Matthew Lewis (Nelille Longbottom), Chris Rankin (Percy Weasley), Julie Walters (pani Molly Weasley), Zoë Wanamaker (pani Hooch, Warwick Davis (prof. Flitwick, goblin w Banku Gringotta). Reżyseria: Chris Columbus. Scenariusz: Steven Kloves. Zdjęcia: John Seale. Montaż: Richard Francis-Bruce. Muzyka: John Williams. Dekoracje: Stephanie McMillan.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie