PIERŚCIEŃ NIBELUNGA(4) - STOS OCZYSZCZENIA

Maciej Piwowski
09.09.2015

Dramat Wagnera powoli się wypełnia… pora zatem kończyć całą sprawę. Lecz zanim czara goryczy się przeleje i wybrzmi ostatni akord „Zmierzchu bogów”, widz przejdzie wraz z bohaterami ostatnią drogę: przez zdradę, hańbę i śmierć. Każdy z nich przejdzie ją w sobie, odnajdując bądź gubiąc własny ślad. Dlatego, klucząc wśród meandrów obszernej fabuły, i my podążmy ich śladem – lecz jedynie po to, by sprawnie opowiedzieć o wszystkim do końca. Do ostatniego akordu.

Finałową odsłonę Pierścienia otwierają norny, córki Erdy, posępne prządki Losu. Trzy spasłe, odpychające monstra. Tkwią w mroku sceny: czarne, nieruchome posągi. Wokół nich wije się Losu jasna nić. Orkiestra intonuje znany temat. To pamiętny prolog ze „Złota Renu”, wspomnienie chwały narodzin świata. Lecz jakiz on odmieniony! Gdzież się podział wzniosły patos hymnu na cześć światła, czemu ucichł wody plusk? Teraz brzmi cicho, posępnie i wręcz złowrogo. Pierwszy z posągów porusza się lekko i śpiew intonuje. Potem drugi, za nim trzeci.
 
 Z rozmowy sióstr straszna prawda wyziera. Czyn Wotana, jakim było okaleczenie świętego jesionu w celu pozyskania oszczepu władzy w praczasach, to akt barbarzyński, bezmyślne dzieło brutala nie baczącego na skutki swych czynów. Za ów czyn wkrótce więc przyjdzie wszystkim zapłacić. Bo gdy bóg konar odłamał, długo krwawiła rana drzewa, liście opadły, a pień zwolna obumierał. Runy, spajające oręż jako podstawę porządku świata, strzaskane przez Zygfryda strzaskały i moc Wotana. Wizja norn, widzących ogień w sali tronowej pałacu w Walhalli, płomień stosu ze zrąbanego świętego drzewa pochłaniającego boską siedzibę, bierze iskrę z pychy i dumy próżnej. Tak oto błahy z pozoru epizod u zarania świata stał się kamykiem ruszającym lawinę. Blask ognia przesłania dalszą wizję. Norny nie widzą nic więcej. To kres odwiecznej wiedzy. Prządki schodzą w czeluść świata. Do matki. Pęka Losu nić…
 
 Na dodatek myliłby się ten, kto by sądził, że Alberyk to bohater epizodu, a jego rola w tej historii jest już dawno skończona. Z punktu widzenia fabuły – niestety, lecz ze względu na myśl dramatyczną – na szczęście. Bo to nie jest typ gońca, łącznika, co to pojawia się, by coś przekazać, zacząć i raz na zawsze zniknąć. Ten niepozorny karzeł okazuje się być ważnym ogniwem w konstrukcji całego utworu. To pyszna postać negatywna, prawdziwy demiurg Zła, który gdzie się nie pojawi, tam zaraz zło posieje. Klątwa, jaką spętał wszelkie dobro świata, stoczyła ów świat na skraj przepaści.
 
 Nikt nie potrafi poskromić niskiej żądzy władzy czy choćby tylko zwykłej chęci wzbogacenia, nikt zatem nie jest od niej wolny. A ona łowi w swe sidła kazdą wolną wolę, tak boską, jak i ludzką.
 
 Mijają lata. Alberyk dochował się potomka. To Hagen, mroczne i groźne narzędzie w rękach ojca. I oto Hagen śpi. Wolno płynąca muzyka sugeruje, ze to, co widz ogląda, dzieje się we śnie. Z cienia wyłania się jakaś postać i krąży wokół śpiącego: ojciec nawiedza syna we śnie. To ja wykradłem złoto nurtom rzeki i na mój rozkaz Mime wykuł dla mnie pierścień. I choć teraz dłoń Zygfryda zdobi, do mnie zawsze należał. Trzeba mu go odebrać, lecz moja klątwa nie sięga tego osiłka. Synu – judzi śpiącego Alberyk – użyj podstępu i czarów, intrygę uknuj i Brunhildy w tym celu użyj.
 
 Zdradza synowi historię kary bogini i miejsce jej pobytu na skale. Wotan stracił oszczep, a z nim i moc całą, więc on się już nie liczy. Ważny jest tylko Zygfryd! Właśnie pożegnał ukochaną i ruszył w świat po sławę i czyny. To jest nasza szansa i czas. Gdy już dla mnie pierścień zdobędziesz, panem świata się stanę, a po mnie – ty!
 
 Zakłóciliśmy nieco porządek wypadków, lecz jedynie po to, by ukazać sedno sprawy. Robi się coraz bardziej ciemno, również i w duszach bohaterów, choć szansa ocalenia ciągle jeszcze istnieje. Nikła, ale zawszeć: to Brunhilda i Zygfryd, ostatnie bastiony dobra. Tylko od nich zależy, czy pierścień wróci na dno rzeki.
 
 Jak już wiemy od Alberyka – Zygfryd pożegnał Brunhildę i odjechał w świat po sławę, której ponad wszystko pragnął. Na odjezdnym podarował to, co najcenniejszego mężczyzna może ofiarować kobiecie. Pierścień. Zabrał magiczny hełm, swój leśny róg i na wierzchowcu Brunhildy w nieznane ruszył.
 
 Tymczasem przybywa siostra Brunhildy, walkiria Waltrauda. Przybywa z misją. Świat umiera, a ja mam zwrócić złoto nurtom rzeki. To ostatni ratunek dla świata. Oddaj, siostro, pierścień, ojciec o to cię prosi. Ojciec? Może prosić bogów, nie mnie. Nie jestem już boginią, ani nawet jego córką. Przez niego stałam się zwykłą kobietą. A choćbym nawet i chciała – nie oddam, ponieważ to jedyne, co mi zostało po ukochanym. Dar jego wierności i miłości. Czyż godzi się oddać taką pamiątkę? Bogowie nie troszczyli się o mnie karząc tak strasznie, więc czemu ja mam teraz troszczyć się o nich? Odejdź, Waltraudo…
 
 Germania, zamek księcia Guntera. Tu rozegra się ostatni akt dramatu. Zygfryd jest już blisko. Już dostrzega go warta, wnet zabrzmi dźwięk jego rogu. Książę ma siostrę Gudrunę i chytrego doradcę… Hagena. Nibelung czasu nie traci. Heros, co smoka pokonał, wie również gdzie przebywa dumna Brunhilda, świetna partia na żonę dla ciebie, Gunterze. Pozyskaj go, niechaj ci służy. Taki rycerz, czy zechce? Obiecaj mu rękę Gudruny, a resztę mnie pozostaw. Już słychać róg. Książę każe przywołać herosa.
 
 Cześć śmiałkowi, witaj w naszych skromnych progach. Wypijmy zdrowie bohatera! Po czym raczą Zygfryda kielichem magicznego trunku, po którym pamięć zanika. Łatwowierny Zygfryd toast z radością spełnia…
 
 Ciekawe, że początkowo kompozytor wiązał wielkie nadzieje z postacią Zygfryda. Był wyraźnie zafascynowany tą postacią z mitu, jego potęgą, szlachetnością rysów i charakteru – i w wyniku tego zafascynowania stworzył sobie w duchu idealny rysunek bohatera, prawego młodzieńca, siłacza bez lęku i skazy, któremu obce są ludzkie słabości i układy. I to do tego stopnia, Ŝe nawet własnemu synowi dał tak samo na imię, a w wyobraźni snuł wątek dramatu muzycznego w dość jeszcze skromnej formie, który by muzyką i baśniową wizją sceniczną opowiedział tragiczne losy boskiego potomka. Wymyślił już nawet tytuł: „Śmierć Zygfryda” i pracował, pracował…
 
 Jednak w miarę jak czas płynął, a góra partytury rosła, zmieniały się i fabularne akcenty. Postać Zygfryda powoli schodziła na plan coraz dalszy, autor zaś w swej opowieści cofał się w czasie wciąż głębiej i głębiej. Kiedy wreszcie odetchnął i po ponad dwudziestu latach pracy odłożył ostatecznie pióro do kałamarza, jego utwór w niczym już nie przypominał pierwszych szkiców. A Zygfryd nie był już tym, kim miał być od początku.
 
 Trucizna zaczyna działać, zatruwając myśli. Gunter i Hagen mogą już ulepić herosa na własną modłę. Braterstwo krwi gruntuje fałszywą przyjaźń księcia i Zygfryda. Bracie! Czyś słyszał o Brunhildzie, co na skale żyje uwięziona? Nie słyszałem. Sprowadź mi ją na zamek, bo pragnę ją poślubić, a ja w nagrodę oddam ci mą siostrę, Gudrunę. Zygfryd ochoczo plan przyjmuje. Jest jednak problem: jak przejść ogniste pierścienie, co skały strzegą? Cóż to dla mnie! – chełpi się bohater. Przejdę ognistą zaporę i żonę dla brata zdobędę. Tylko, że ona wtedy może zachcieć śmiałka, co przez ogień przeszedł. Jest i na to rada: mam hełm zaklęty i gdy go założę, zmienię się w kogo tylko zechcę. Będę tobą, bracie, gdy przez ogień przejdę.
 
 Biedna Brunhilda! Bezbronna i słaba, gdy śmiałka ujrzała, co przez płomień przeszedł, strach poczuła. Ktoś ty jest? Dotąd tylko jeden mógł tego dokonać, a tobie nie wierzę. Jestem książę Gunter, a tyś mi pisana, pójdź ze mną Brunhildo. Jeszcze próbowała walczyć, by honor ocalić – lecz czy słaba kobieta może stawić czoła siłaczowi? Zygfryd-Gunter pierścień z palca jej zdziera i sobie na palec wkłada. Oto nasze zaślubiny! I na zamek ją z sobą unosi.
 
 Akt dramatu drugi. Zamek księcia Guntera. Teraz liczą się tylko trzy osoby: Zygfryd – bezwolne narzędzie w rękach Hagena, bezbronna Brunhilda oraz Hagen – mający wszystkich w ręku. Poddani świętują szczęśliwy powrót władcy, który brankę przywiózł i ślub zapowiada. Zygfrydzie, mój bracie, obiecałem ci rękę siostry w nagrodę, żeś Brunhildę zdobył. To twój dzień szczęśliwy, razem świętujmy wspólne zaręczyny.
 
 Była bogini uszom nie wierzy i krew się w niej burzy, gdy pierścień błyska na dłoni Zygfryda. Skąd go masz, wszak do Guntera teraz należy! Sam ci dał, czy mu go ukradłeś? Tyś nie tylko zdrajca, ale i złodziej! A Hagen dorzuca swoje: musiał go posiąść podstępem. Oszustwo! – krzyk Brunhildy przejmuje grozą. Zdrada, jakiej nie zna świat! Wstyd, jakiego nie zniósł nikt. O bogowie, rozniećcie mój gniew, niech zdepczę własne serce i zniszczę tego, który podle mnie zdradził. Czemu im nie powiesz, że ja mam już męża? Czyś już zapomniał, żeś to ty mi pisany, a nie ten, którego nędznie udałeś? Hagen triumfuje. Nikt nie wymyśliłby lepszej intrygi.
 
 A Zygfryd nic nie pamięta i nic nie rozumie. I by dowieść swej niewinności, pogrąża się jeszcze bardziej i na włócznię Hagena przysięgę składa: niech od niej zginę, jeśli przysięgę daną bratu złamałem. Brunhilda porywa ostrze, do piersi przykłada i też przysięgę składa: zaklinam to ostrze, by go ugodziło, bo wszystkie już przysięgi złamał!
 
 Pomóż mi Brunhildo w zemsty spełnieniu. Jak ma dosięgnąć niepokonanego rycerza? Dziewczyna, chcąc pomścić swą hańbę i krzywdę, zdradza Hagenowi słaby punkt Zygfryda, miejsce na plecach, którego czar nie chroni. Plecy to miejsce, którego nigdy żaden jego wróg nie oglądał. A więc jutro na łowach zemsta się dopełni.
 
 Akt dramatu trzeci i ostatni. Świtem Zygfryd ruszył na łowy. Goniąc zwierza – nad Ren się zapuścił. Z fal wynurzają się Córy Renu; lecz nie są to juz seksowne, zalotne panny, lecz strzygi jakieś potworne, oślizgłe i straszne. One najbardziej odczuły niszczącą moc klątwy i umieranie świata. Zygfrydzie, zwróć nam pierścień. Czasu już coraz mniej zostało, byś siebie i świat ocalił. A Zygfryd jak to Zygfryd, pannom nie dowierza i wszystko na śmiech bierze. Ja nikogo się nie boję, a pierścień w uczciwej walce zdobyłem i nie oddam nikomu. Zaklinamy, rzuć go w wodę, bohaterze, inaczej zgubisz siebie i świat cały. Ratuj świat! Lecz on jest głuchy na zaklęcia i z panien ciągle drwi. A juz słychać trąbkę Guntera. Prędzej, Zygfrydzie, rzucaj! Nadjeżdża Gunter z Hagenem i… jest już za późno! Pierścień lśni na dłoni bohatera.
 
 W czasie popasu nad rzeką, przed zemsty spełnieniem, Hagen chce się szczegółów o pierścieniu dowiedzieć, więc na wspomnienia herosa wyciąga. Zygfryd cofa się w przeszłość i wtedy mgła z myśli mu spada i moc czaru pryska. Brunhilda! To imię żony, którą kiedyś miałem. Brunhildo! Zdradziecki cios włóczni Nibelunga dosięga go zza pleców i imię jej na ustach mu zamiera. Tak zginął Zygfryd, syn Zygmunda, podstępnie zabity.
 
 Sumienie Guntera budzi się po czasie. Coś ty zrobił, Hagenie! Przecież wiesz, że był niewinny. Jak wytłumaczyć śmierć takiego herosa? Powiemy, że to był wypadek, i że dzik go zabił – Hagen na wszystko zna odpowiedź. Formujmy pochód i wracajmy na zamek. Rusza pochód, niosąc na tarczy ciało zabitego. Zapada straszna cisza, lecz po to, by z niej wypłynęły żałobne dźwięki. Złowrogie, ciche tony kotłów intonują podzwonne dla Zygfryda. W napięciu ogromnym zawisają nad sceną. A potem kontrabasy, nadciągają, narastają, wreszcie spada na głowy słuchaczy to straszne tutti orkiestry – tak, że dreszcz po plecach leci. Temat rozlewa się szeroko. Smutkiem i grozą ze sceny wieje. Orkiestra gra drugi słynny temat muzyczny dzieła – „Marsz żałobny”, zamykający muzyczną klamrą dzieje dwóch prawych mężów: ojca i syna, których do chwały bóg przeznaczył i na pastwę klątwy na niego rzuconej sam wydał. Tak do wtóru grając orkiestra żegna bohatera.
 
 Zamek księcia w smutku tonie – lecz w sercach, miast żalu, zło nienawiść sączy. Gunter uważa, że pierścień do niego należy, Hagen sobie to prawo daje. Kłótnia w gniew przechodzi, a gniew zbrodnię rodzi. Gunter ginie od włóczni Hagena, który zwłok herosa dopada, by pierścień im wydrzeć. Lecz nie tobie on pisany, nędzny Nibelungu! Oto Brunhilda przed nim staje, a moc taka od niej bije, Ŝe Hagen, jak kundel w kąt się kuli. I jej zasłona z oczu spadła, i całą podłość spisku pojęła, i oto stoi teraz potężna i straszna. Zdrajco! Czemu w tym domu nikt nie śpiewa chwały bohatera? On jeden był czysty, choć zdradą zwiedziony miłość naszą zdradził. Oto legła przed wami czystość prawego rycerza. Wznieście więc stos ze szczap nad brzegami Renu, by ogień pochłonął ciało bohatera. Świętą chwałę wierna żona dzielić z nim będzie. Bo czysta była nasza miłość i on był prawy mimo zdrady (zdejmuje pierścień i sobie na palec wkłada). A gdy już ogień z pierścienia klątwę zmyje – wzywam was Córy Renu: z popiołów go podnieście i zanurzcie w głębinę, by tam spoczął na wieki.
 
 Rozpoczyna się scena mistyczna i wzniosła, jak celebracja pogańskiego obrzędu. Pochodnią bogini stos zapala. Rzucam skrę na gmach Walhalli, niech płonie! Orkiestra nagle zmienia ton. Milknie grany do tej pory temat zwany przez samego kompozytora „Gloryfikacją Brunhildy”, czyli kolejna muzyką wyrażona klamra i zwieńczenie kolejnego wątku: ocalenia Zyglindy po oczyszczenie pamięci jej syna. Temat odpływa i naraz słychać inne, jakże znane dźwięki, a wszystkich słuchaczy naraz dreszcz przeszywa: to muzyczne pożegnanie! Po raz ostatni brzmią echa… „Cwału walkirii”, gdy bogini z okrzykiem „heja, ho!” wyrywa włócznię Hagenowi, na pół łamie i w ogień ją ciska, po czym sama skacze! Z hymnem bojowej chwały odchodzi ta, której śmierć oczyszcza z win ukochanego, ją samą i świat cały.
 
 Pierścień jest mój! – Hagen z dzikim okrzykiem w ogień się rzuca. Na zawsze płomień go kryje, po czym strzela wysoko. Pod niebo. Wszystko po widnokres ogarnia. Scena w ogniu tonie – świat płonie! Ogień dosięga Walhalli. W popiół się obraca święty bogów gmach…
 
 
 Andrzej Habasiński
 Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki
 
 PS. Nie pytacie, co było dalej z pierścieniem? Oto finał z inscenizacji, którą wiernie starałem się tutaj przedstawić: zapada noc, ostatnia noc świata. Ogień stosu dogasa i wszystko dymem spowite. Córy Renu z popiołu klejnot wyjmują i w nurt zanurzyć się chcą. Wtem z cienia ktoś się nagle wyłania i pierścień z rąk im wyrywa. Alberyk! Cóż to za chwila triumfu i błogiego szczęścia! Lecz cóż to?! Pierścień!!… W proch się rozsypuje i pyłem pod nogi mu spada. Karzeł zastyga w niemym osłupieniu. Bo cóż mu teraz zostało, gdy stracił rząd dusz, sny o potędze, pierścień, jedynego syna? Stoi niemy, skamieniały – i wraz z ostatnim akordem orkiestry kurtyna go kryje…

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie