Odmowa dmuchnięcia w balonik? Słaby pomysł!

Marek Szydełko
18.08.2017

Nie pomagają akcje społeczne, drastyczne filmy i bardzo dotkliwe kary. Na polskich drogach wciąż nie brakuje nietrzeźwych kierowców, którzy stwarzają ogromne zagrożenie dla innych uczestników ruchu. Apogeum następuje zawsze w okresie długich weekendów i świąt. Kierowca złapany na podwójnym gazie nie uniknie poważnych konsekwencji, jednak w Internecie można się natknąć na pewien „sprytny” sposób, mianowicie odmowę dmuchnięcia w balonik. Co to właściwie daje? Czy jest skuteczne? Przeczytaj.

Nie masz obowiązku poddawać się badaniu alkomatem

Nie wszyscy kierowcy o tym wiedzą, tymczasem policjant ruchu drogowego nie ma możliwości zmuszenia zatrzymanego zmotoryzowanego do dmuchnięcia w alkomat. Oczywiście jeśli kierowca odmówi, to zostanie doprowadzony na pobranie krwi. Wynik z tego badania jest niepodważalnym dowodem, że zatrzymany prowadził po spożyciu lub pod wpływem alkoholu.

Procedura doprowadzenia kierowcy na badanie musi potrwać i może zająć nawet grubo ponad godzinę. Właśnie dlatego „wujkowie dobra rada” zalecają kolegom po kierownicy, aby jeśli mają za sobą ciężką noc i nie są pewni, czy nie znajdują się pod wpływem, odmówili dmuchnięcia w balonik. Czas, który minie do badania, pozwoli albo wytrzeźwieć, albo znacząco obniżyć poziom alkoholu we krwi, co może się wiązać z tym, że kierowca otrzyma mniej dotkliwą karę.

Dobry pomysł, ale tylko w teorii

Większość osób dzielących się wspomnianą radą najwyraźniej zapomina, że wyników badania krwi nie dostaje się „od ręki” i trzeba na nie dość długo poczekać. Wszystko zależy od obłożenia laboratorium kryminalistycznego, jednak w skrajnym przypadku procedura może trwać nawet kilka tygodni.

Najbardziej dotkliwym „skutkiem ubocznym” procedury jest to, że policja ma prawo zatrzymać kierowcy prawo jazdy na czas niezbędny do poznania wyników badania krwi! Czyli nie dość, że będziesz żyć w niepewności, to jeszcze przesiądziesz się do komunikacji publicznej lub taksówki.

„Sprytny” sposób nie działa

Na koniec obalmy jeszcze mit, jakoby dzięki opóźnieniu badania kierowca mógł liczyć na niższą karę (w związku z mniejszym stężeniem alkoholu we krwi). Jeśli badanie krwi wykaże, że zmotoryzowany prowadził pod wpływem, to powołani biegli mogą bez trudu ustalić, jakie było stężenie alkoholu w jego krwi w chwili zatrzymania przez drogówkę.

Dlaczego to takie ważne? Ponieważ w Polsce obowiązują dwa progi:

  • Od 0,1 do 0,25 mg/ml – jazda z takim stężeniem alkoholu jest wykroczeniem karanym grzywną do 5000 złotych i utratą prawa jazdy na okres od 6 miesięcy do 3 lat,
  • Od 0,25 mg/ml wzwyż – tutaj mówimy już o przestępstwie karanym więzieniem do 3 lat, utratą prawa jazdy na co najmniej 3 lata i minimalną grzywną w wysokości 5000 złotych.

Jeśli więc po badaniu okaże się, że kierowca miał we krwi np. 0,2 promila, ale biegli udowodnią, że w chwili zatrzymania musiało to być np. 0,5 promila, „spryciarz” stanie przed sądem i będzie odpowiadać za przestępstwo.

Abstrahując od analizy tego „fortelu” trzeba mocno podkreślić, że prowadzenie samochodu po spożyciu choćby minimalnej ilości alkoholu jest głupotą i narażaniem siebie oraz innych na życiową tragedię.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie